Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piersi zwieszoną, jak winowajca oczekujący głosu sędziego.
Otwarły się drzwi nareszcie, blady, wzruszony ochmistrz dworu jej Nałęcz Malski wszedł i jakby się przybliżyć nie śmiał, został u progu.
Królowa chciała go spytać i już otworzyła usta, gdy z niedomkniętych drzwi ukazał się występujący śmielszym krokiem kanonik Elgott, ale i na jego twarzy wyryta była boleść i przestrach.
— Woli Bożej i zrządzeniu Opatrzności poddać się musi wszelkie stworzenie — rzekł głosem drżącym. — Módlmy się za duszę pana naszego; król umarł!!
Słaby okrzyk wyrwał się z ust Sonki. Oczyma potoczyła dokoła, jak gdyby szukała dzieci. Właśnie ks. Wincenty Kot obu chłopców do izby wprowadzał. Strwożone i zapłakane królewięta szły ku matce... Starszy łzy cisnące mu się połykał...
Obu ich jednym uściskiem objęła królowa, przytuliła do piersi i dopiero wybuchnęła jękiem i płaczem.
Mistrz Wincenty kazał uklęknąć wychowańcom, ukląkł sam i za duszę króla modlitwę głośno odmawiać zaczął. Padła na kolana królowa i twarz ukrywszy w dłoniach, szlochała milcząca...
Wtem na Wawelu i po mieście całem zaczęły bić dzwony.