Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 178.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się za głowy. Ze wszystkich drzwi zaczęli się wysuwać komornicy ciekawi i skupiali w gromady...
Inni ledwie tu schwyciwszy coś od przybyłych, pędem powracali na zamek...
Nie usłyszała jeszcze królowa nic, lecz serce jej uderzyło jakiemś przeczuciem, zakryła sobie oczy.
Wewnątrz szeptał głos jakiś natarczywy, okrutny.
— Król umarł!
Stała tak osłupiała oczekując, pytać nie śmiejąc, drżąc, nie przywołując nikogo. Wolała tę chwilę niepewności przedłużyć, niż wyrok usłyszeć straszny, którego się lękała.
Po korytarzach zamkowych tętniało bieganie, szepty i wykrzyki ją dochodziły, ale drzwi stały zamknięte i do niej nikt nie przybywał.
Serce coraz żywiej biło w piersiach królowej.
Zdawało się, że wszyscy ją odbiegli, zamiast się skupić koło niej.
W podworcach gromadziło się coraz więcej ludzi, szmer coraz się wzmagający je napełniał. Królowa musiała wesprzeć się o krzesło, bo ustać dłużej osłabła nie miała siły... Zdawało się teraz, że z dziedzińców przez okna otwarte, z wiosennym powiewem, płynęły głosy powtarzające:
— Król umarł!
Ręce miała załamane, spuszczone, głowę na