Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 172.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Głos jakiś niewiedzieć zkąd, niewiadomo przez kogo przyniesiony, rozległ się — król umarł!
Szeptano sobie z trwogą do uszu tajemniczo, nie dowierzając. Kupki ludzi zbiegały się w rynku i rozpraszały po domostwach. Nie można było dośledzić, człowiek czy wiatr przyniósł żałobną nowinę.
Jeźdźców kilku przemknęło się przez miasto ku zamkowi.
W chwilę potem uderzyły głucho dzwony.
Nigdy znaczenie jednego człowieka, w którym naród złożył wszystkie swe nadzieje i losy, który sobą uosabia państwo, silniej się czuć nie daje, jak gdy nagle wodza tego narodowi zabraknie. Może on za żywota nie mieć władzy, stracić moc, przelać ją na innych, w chwili zniknięcia i zgonu zdaje się jak gdyby pękło ogniwo, które wszystko jednoczyło i trzymało.
Królowa Sonka spokojna zajęta była chłopcami swemi, którzy w dolnej komnacie zamkowej przy otwartem oknie siedzieli jeden za księgą z Kotem, drugi z Ryterskim zabawiając się na pół szabelką małą, na pół wielkiemi głoskami, które mu ten ukazywał i tłumaczył.
W godzinach nauki królowa przychodziła tak często czuwać na dziećmi, rozpytywać nauczycieli i słuchaniem uczyć się sama. Księgi i nauki obchodziły ją żywo, znała ich ważność dla swych synków, a ciągły pobyt wykształconych cudzoziem-