Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz musiał król ciągnąć do Gródka, dokąd na dzień naznaczony posłowie od hospodara przybyć mieli. Zwlókł się biedny z posłania, i choć zmęczony, a niezdrów, pojechał... Siadł tam jeszcze z Mołdawanami do stołu w nieopalanej izbie chłodnej, gdy wśród obiadu zimnica strasznie trząść go zaczęła.
Nie można już było na zjazd pewnego dnia naznaczyć, musiał się położyć Jagiełło.
Znana choroba, na którą lekarstw jest tysiące, leczą ją baby, każdy ma na nią niezawodny środek. Nie tracono więc nadziei, że król mimo wieku swojego wyzdrowieje.
On sam pierwszych dni nie trwożył się wcale. Pojono go bobownikiem i goryczką, zadawano jako lekarstwo wino korzenne. Wszystko to wzmagało gorączkę, ale zimnica uparta wracała.
Siły wreszcie starca opuszczać zaczęły. Strach teraz ogarnął towarzyszących mu... Liczono lata i trudy... Po lekarzy wysłano na wszystkie strony.
Nie było już ratunku.
Znużony życiem, on pierwszy poczuł, że się ono wyczerpało. Dawno mu było tęskno za spoczynkiem.
Zażądał spowiedzi i kapelan Mikołaj kilkakroć go spowiadał. Pobożnie przysposabiał się do śmierci, a z wielkim pokojem ducha.
Prosty a dobroduszny, nigdy przed sobą win