Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kniaź, tem wprost rzuconem pytaniem, gdy zdawało mu się, że swą nienawiść i pragnienie zemsty całe już był wypowiedział, zdumiony zamilkł.
— Cóż z nim zrobię? — zawołał. — A cóż? On mnie trzymał w niewoli! mnie... Dziewięć lat się męczyłem... jałmużną zbywali mnie... Witold zabierał wszystko, my mu służyć musieliśmy i kłaniać się, a on na mojej ojcowiźnie gospodarował... Cóż? teraz ja tu panem i nauczę go rozumu... Niechaj siedzi!!
Siemion najmniejszego nie okazał zdziwienia.
— Sposóbcież się do wojny nie mieszkając — odparł sucho. — No! wojna to będzie niemała i nielekka a pociągnie się pewnie długo. Słyszę, że się już do niej Lachy gotują. Papież listy przeciw wam rozesłał, wszyscy już wiedzą, że Jagiełło w niewoli. Węgierskiego króla, który grosza jest żądny, Polacy kupią...
Świdrygiełło, któremu to na myśl przywiodło, świeżo odebrany list papiezki, z wielomównego stał się nagle milczącym.
— Kniaziu Siemionie — rzekł po uamyśle, wyciągając rękę do niego. — Wy mnie bratem, Rusinem jesteście jak i ja... no, radźcie, miłujcie, co ja mam poczynać? jak lepiej?
I zawahawszy się nieco dodał.
— Jagielle dojadłem dobrze... naprawić tego trudno, ale go trzeba było nastraszyć... On taki!