Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król się strwożył mocno, aż ręce mu się zacisnęły...
— I tyś mu to powiedział?
— A com nie miał mówić? — odparł Hincza — niechaj wie co go czeka! To nie chybi. Prawda rzucili się na mnie posłyszawszy to, krzycząc, rycząc, pięści mi pod nos podsuwając, jeden nawet potrącił w kark z tyłu i poczęli wołać, że oni sami wprzódy pójdą na Polskę i całą w perzynę obrócą.
Ale sam kniaź wąsy tylko zakąsił i potrząsając głową, po swoich się oglądał.
— Com im powiedział, to prawda, że szlachta się do Warty zwołuje, aby wojsko zebrać co prędzej — mówił Hincza odetchnąwszy. — Złościli się, złościli, śmiali, drwili, ale w końcu im to jakoś do smaku nie było.
Poczęli się z sobą ucierać, a mnie precz za drzwi kazano.
Król się zamyślił głęboko, ważąc czy Hincza dobrze postąpił, grożąc wojskiem i czy tym postrachem nie powiększył niebezpieczeństwa. Przybyły stał spokojny, ochłonąwszy już nieco po tem co wycierpiał.
Na odgłos o przybyciu Hinczy i pan Andrzej z Tęczyna, Mężyk i Drzewicki i inni do izby się cisnąć poczęli, dowiadując się z czem przyjechał. Tłumaczył się im wszystkim Hincza, iż z dobrej