Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przerwał król, przechylając się ku niemu, aby mógł lepiej usłyszeć odpowiedź?
— Przyciągnęli mnie na Gastoldowy dworzec — mówił zbliżywszy się Hincza. — Izba długa, stół przez nią całą, dzbanów las. Kniaź u jednego rogu, drużyna do koła, a wszedłszy chmiel tak czuć, że samem powietrzem upić się można. Począł kniaź od psów mnie czcić, grożąc że i mnie i wszystkich Lachów wywiesza, jeśli mu nie wyznam zaraz z czem ja posłany byłem i przez kogo. Ofiarowałem się choćby na ewangelię przysięgać, że sam z dobrej woli przybyłem, zasłyszawszy, iż król mało ludzi ma przy sobie, a byłem jego dawnym sługą.
Rzucali się ku mnie grożąc ciągle to dybami, to stryczkiem.
— Dybami! — przerwał król smutnie — co za dziw! i mnie już niemi grożono, nie lepszyś odemnie!
— Z próżnego nikt nie naleje — mowił dalej Hincza — nie mogłem się do niczego przyznać, nie mając nic na myśli. Zaczęli potem badać co się w Krakowie działo.
Niespokojnie spojrzał Jagiełło na Hinczę.
— A ty, cóżeś im mówił?
— Co jest i co prawda, że szlachta się zwołuje i wojsko gromadzi wielkie, aby iść na Litwę króla odbijać. A gdyby mu włos z głowy spadł, to tu kamień na kamieniu nie zostanie.