Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 102.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie spodziewał się go znaleźć w takiej poniewierce i uścisku.
Westchnął ciężko.
— A! miłościwy panie! — zawołał — nikt mnie nie posyłał (przyznać się nie chciał do listów). Zaczęto u nas rozpowiadać, jako się tu na tej Litwie źle dzieje bardzo z królem naszym, ruszyłem więc na ochotnika, nuż się przydam na co. Ale, Boże mój miłosierny! nie było mi w głowie, aby tu taka sroga niewola miała naszych spotkać.
Pochwycił się za głowę. Król patrząc nań ciekawie, wzdychał.
— W Krakowie co się dzieje?
Hincza, choć tam był — i do tego się obawiał przyznać, aby o dworze nie mówiąc, znowu jakich podejrzeń nie wzbudził. Odparł, że ze słuchów tylko wie, jako tam wszyscy zdrowi są, a pana tęsknie wyglądają.
— Gdyś tu przybył, trzęśli cię i pytali? — pytał dalej.
— Mało tego, że mi wszystko w sakwach poprzewracali — rzekł Hincza — zdawało się, że mi do wnętrzności chcą zajrzeć... tylko że brzucha nie rozerżnęli. Potem poprowadzili mnie przed kniazia, abym wymyślań jego i łajania słuchał.
— Pytał cię sam? cóżeś ty mu gadał? —