Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co myślę? hm — odparł podkanclerzy — myślę, że gdybym tę świecę rozerżnął, pismo w nią włożył, zlepił ją dobrze napowrót, aby znaku nie było, a Zaklice ją dał na drogę, aby sobie po gospodach wieczorami przyświecał — hm? co mówicie??
Andrzej z Tęczyna objął go z radości rękami obiema.
— Ja z woskiem do czynienia nie miewam i obchodzić się z nim nie umiem — zawołał — ale jeżeli pomoc moja potrzebna, mówcie! gotowem, choć zębami świecę gryźć.
Drzewicki nie czekając, już noża dobywał, świecę na wpół rozcinał.
— Zaklice jednak trzeba powiedzieć — dodał śmiejąc się — aby świecy bardzo nie palił, a do rąk ją samemu Buczackiemu oddał[1].
Jeszcze nad stołem tak oba nachyleni stali, około świecy zajęci, gdy wszedł Zaklika.
— No — zawołał od progu — mam już wóz i przewóz, wiem, że mieć będę towarzysza podróży i jakiego. Przysłał Świdrygiełło, aby pod gardłem na jutro listy gotowe były. Do boku mi dodaje takiego pijanicę jak sam, tylko tęższej głowy... kniazia Michaiła Babę.
— No, a ty baby zawsze lubiłeś — rozśmiał się Tęczyński — dla ciebie to w sam raz.

  1. Historyczne.