Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 087.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pieczęć przecie masz z sobą, bom widział, gdy nią sługa dla Macieja biskupa w Trokach przywilej pieczętował. Okłamać mnie nie możesz; dawaj list pod pieczęcią, lub zginiesz!!
Jagiełło był gotów na wszystko.
Nagroziwszy jeszcze, klnąc wybiegł Świdrygiełło.
Zaledwie się za nim drzwi zamknęły, gdy Andrzej z Tęczyna wszedł, a z nim Drzewicki cały drżący.
Król błagająco do nich ręce wyciągał. Podkanclerzy chociaż trząsł się, nie ze strachu wszakże, ale z gniewu. Sama ta myśl, że on mógł być zmuszony pieczętować list, który królestwo o stratę całej ziemi mógł przyprawić, w rozpacz go wprawiała.
— Ratujcie mnie — zawołał Jagiełło. — To człowiek wściekły, jak mówi, tak uczynić gotów. I ja i wy zginiecie, życiaśmy niepewni.
Podole odbierzemy z pomocą Bożą, a żywota nikt nie wróci. Ratujcie mnie!
— Miłościwy królu — gwałtownie przerwał Drzewicki — Czułbym się winnym zdrady i w sumieniu grzesznym, gdybym pieczęci użył do takiego listu.
Nie mogę! nie godzi się.
Rychlej pieczęć w studnię wrzucę i utopię.
Król się zerwał z ławy.