Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Strwożył się Jagiełło, ofiarując przysięgę, że o niczem nie wiedział i nie wie.
— Nie dopuszczasz do mnie żywej duszy, wysyłać mi nie dajesz nikogo, zkądże chcesz, abym wiedział o tem i mógł zapobiedz?
Nieszczęściem, król pod pozorem odesłania do skarbu podarków, które mu Świdrygiełło ofiarował za życia Witolda jeszcze, wysłał z niemi dawniej Janka z Oleśnicy, przez którego ustnie biskupa o ratunek prosił.
Pisma mu żadnego nie dano, ale on go nie potrzebował, bo widział na oczy swe co się tu działo i cierpiał razem z królem.
Kniaź posądzał, że Jan z Oleśnicy mógł zawieść na Podole rozkazy i wściekłość jego dochodziła do szału...
Miotał się, pędzając po izbie jakby niewidomego wroga, to przystępował do króla i na niego złość swą wywierał.
— Zamki oddać mi każesz, albo ci głowę z karku zdejmę — krzyczał nad uchem starcowi. — Ty i te psy twoje co ci tu służą, wszystkiego nawarzyliście! Wywieszam Lachów, ciebie w dyby zabitego głodem zamorzę...
Zdechniesz w moich rękach!
Król ciągle usiłował go uspokajać nadaremnie.
— Dajże mi sposób, jak ja mam na Podole słać? nie mam nikogo? Sam jestem.