Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych, musi się ulęknąć. Tu żadne listy nie pomogą... żelaza trzeba.
— Zawczasu je z pochew dobywać i wojnę wywoływać — rzekł Zbigniew. — Bez zjazdu panów i szlachty, zkądże ludzi wziąć?
— Zjazd zwołajcie!!! — nalegała królowa.
Łagodząc ją, biskup po chwili dołożył, że naprzódby posłów należało do Świdrygiełły wyprawić i groźbą go przywieść do opamiętania.
Wszystko to królowej nie starczyło, zdawało się zbyt powolnem, ale nauczyła się tak ufać biskupowi, że w końcu uległa mu i na wszystko zgodzić się musiała.
Oleśnicki znajdował wiadomości przesadzonemi, niebezpieczeństwa nie widział jeszcze.
Tymczasem po całej Polsce z oburzeniem o niewoli mówiono, a wysłańcy królowej szlachtę poruszali... umysły rozogniały się zuchwalstwem człowieka, który śmiał się tak ze swym panem, z koronowaną obchodzić głową. Cały naród czuł się tym obelżonym.
Królowa głośnemi użaleniami, skargami, nabożeństwy, umiała te uczucia rożniecać i niebezpieczeństwo wystawiać groźnem.
Hincza i dawni komornicy jej, będący na swobodzie, jeździli po dworach z jej rozkazu, powiadając w głos, że źle jest królestwu temu, którego głowę może lennik trzymać bezkarnie