Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spadek rachując, biegał po grodkach i dworach, po starych swych druhach i pomocnikach, przygotowując do gwałtownego opanowania księztwa, choćby w brew woli Jagiełły.
Choroba Witoldowa przeciągnęła się. Nie było już dla nikogo tajemnicą, co Świdrygiełło zamierza. Sam chory uwiadomiony był o tem przez żonę, która się o swoją przyszłość lękała.
Dano więc znać Jagielle, ale tu wyszła na jaw cała dziwna owa słabość jego dla brata, potajemna chęć wynagrodzenia mu za krzywdy, może obawa gwałtownego jego charakteru. Król wahał się z wystąpieniem przeciw tej samowoli. Naglony przez księżnę Juliannę musiał w końcu posłać po niego.
Na ponowione raz i drugi wezwanie, w końcu kniaź przybyć musiał. Zamiast powstać przeciw niemu i zagrozić, Jagiełło zobaczywszy nasępionego i rozgniewanego brata, złagodniał i powitał go serdecznie a czule.
— Co ty tam poczynasz? — odezwał się — tu na ciebie wszyscy! Oskarżają cię, że spiski knujesz, że ludzi sobie jednasz, jak gdybyś już Witolda widział na marach?
Pogardliwie wzruszył kniaź ramionami.
— Cóż ty myślisz? — odparł — że ja będę czekał na łaskę twoję? aż ty mi raczysz to puścić, co się mnie słusznie i dawno należy? Trzymał naszą ojcowiznę dosyć długo stryjeczny