Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 056.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ten biskup wszechwładny tu... jego zjednaj, ja zezwolę.
Chociaż tylekroć wypróbowana, niewzruszona stałość biskupa, nowe pokuszenie się prawie próżnem czyniła, a najmniejszego widoku przełamania go nie było, Julianna nalegała tak, iż Witold wysłał raz jeszcze na biskupstwo do ks. Macieja (bo u niego Oleśnicki mieszkał), dwóch komorników, polaków, Mikołaja z Sępna i Małdrzyka.
Księżna Julianna nie mogła pojąć, aby człowiek nie uległ ponęcie darów i skarbów, upierała się przy tem, że Zbigniewowi potrzeba było ofiarować tak wiele, ażby w końcu dał się przekupić.
Małdrzyk, lepiej znający Oleśnickiego, szedł wprawdzie posłuszny, ale nie mając nadziei, aby się poselstwo powiodło, zdał przemówienie na Mikołaja z Sępna, który pochlebiał sobie, że... dokaże swego.
Biskup przyjął ich obu z tą powagą chłodną, której nic nigdy naruszyć w nim nie mogło.
Zaczął Mikołaj od tego, iż książę błagał go, prosił, aby on jeden nie stawał mu na zawadzie. Ofiarował w zamian cokolwiekby biskup zażądał. Witold otwierał mu skarby swe, aby w nich sam, jaki chciał, wybór czynił, dla siebie, dla kościoła, dla rodziny... Obiecywał więcej nadto jeszcze nadanie ziem wielkich.