Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a im król i Witold więcej się zżymali, tem większą z tego okazywała uciechę.
Nienawiść do Jagiełły, względem Witolda potęgowała się zazdrością, która przez długie lata rosła i doszła teraz do szału. Zdawało się, że przybył tu umyślnie po to, aby się urągać niedoszłej koronie, napawać zemstą, cieszyć upadkiem, a może w jakikolwiek sposób starać się skorzystać z niego.
Jagiełło napróżno się go starał upamiętywać, miarkować, ugłaskać... dzika ta natura płaciła mu za jego łagodność odgróżkami i szyderstwem.
Gdy po pierwszem starciu biskupa z wielkim mistrzem, Witold się musiał wyrzec nadziei pokonania Oleśnickiego i koronacyi... nie było już co wstrzymywać w Wilnie całego tego orszaku kniaziów, ściągniętych umyślnie dla spodziewanej uroczystości.
Wszyscy z kolei, obdarzeni wspaniale, żegnani poczestnie i serdecznie, rozjeżdżać się zaczęli. Dla biskupa było to najlepszym znakiem zwycięztwa, ale nie okazał wcale, jak mu rad był i dumny z niego. Oszczędzał o ile mógł miłość własną wielkiego księcia.
Ze wszystkich kniaziów przybyłych, Świdrygiełło jeden nie okazywał ochoty do wyjazdu. Było coś dziwnego i podejrzanego w jego postępowaniu. Ukazywał się, znikał, robił wycieczki, gromadził około siebie tych, o których