Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 039.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu to za grzech poczytywano. Synowie zawsze szli przed kądzielą; prawo i zwyczaj miał za sobą.
Nieprzyjaciele Sonki widzieli w tem jej przewrotność, sarkali po cichu i wskazywali ją, jako wroga, który na córkę Anny, na dziecko krwi Piastów czyhał...
Wyszła do ojca królewna z oczyma czerwonemi od płaczu, blada, a gdy przy nim przemówiła do niej Sonka, odwróciła się od niej, nie dając odpowiedzi.
Jagiełło powolny, choć widział i rozumiał co się tu działo, zmilczał, zostawując czasowi zabliźnienie rany.
Krótko zabawiwszy w Krakowie, pociągnął król do Lublina, ku Rusi swej, nie mogąc na Litwę.
Zima nadchodziła, którą zawsze zwykł był tam spędzać, w tych lasach co dla niego inną woń miały, na których sam widok radował się i uśmiechał.
W tym roku, wypowiedziana niemal Witoldowi wojna, o nieszczęsną tę litewską koronę, narzucaną mu przez Zygmunta, który się przechwalał, że kość między nich rzucił, aby się o nią jak psi, gryźli Polacy z Litwą; nie dozwalała Jagielle, nietylko do Wilna, ale nawet do Grodna i do granic Litwy docierać. Obawiano się zdrady, podstępu, gwałtu, a najbardziej samej króla słabości.