Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 031.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rady całej, a Zbyszek, któremu na męztwie nie zbywało nigdy, odpowiedział im dumnie w imieniu króla i Polski, że gdy Witold bądź co bądź koronę mieć postanowił, oni też, bodaj siłą opierać się temu będą, nie lękając się nawet wojny, dla utrzymania praw pana swego.
Rachowano może w Litwie na to, że postrach rzuci Witoldowe postanowienie — znaleziono niezłomny opór.
W czasie posłuchania tego, gdy Rombold z Gastoldem przed królem stali, we drzwiach otwartych drugiej izby ukazała się Sonka tak, aby ją widzieć mogli i słuchała odprawy.
Spodziewać się mógł Gastold, który z panami polskimi powinowatym był i miał tu przyjaciół, że poufnie z nim mówić i roztrząsać będą tę sprawę.
Posłowie oba mieli ręce pełne darów i obietnic, lecz nikt się do nich nie zwrócił, nikt na swą rękę i osobno widzieć się nie chciał.
Znalazłszy tu przyjęcie nie zimne, ale odpychające, nie bawiąc długo, wysłańcy księcia odjechali.
Nie zasypiano w Krakowie. Posłano do Rzymu prosząc o napomnienie papiezkie do Witolda, a że Zygmunt się odgrażał przesłaniem korony i listów jakąkolwiek drogą, obstawiono czujno granice, gościńce, drogi, aby one przejść nie mogły...