Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 030.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oznajmić im, że koronę wbrew ich woli postanowił przyjąć.
Jagiełło lękający się walki z Witoldem, zmiękły, przestraszony prosił za nim Zbigniewa, który był niewzruszonym.
— Dziecku swojemu, miłościwy panie, odbierasz to co mu należy...
— Witold nie ma dzieci — mówił król.
— Ale ma rodzonego brata — rzekł Zbigniew. Im spokojniej, ukryty, niespostrzeżony, milczący ten przyszły spadkobierca Witolda, siedzi na swym dziale, im mniej daje życia znaków, tem więcej się go obawiać należy... Księciu nie o koronę chodzi, ale o oderwanie się od Polski... Raz ten kraj z Rusią uznawszy niepodległym, stracimy go na zawsze. Myśl Witolda odrodzi się w tym Zygmuncie nieznanym, schowanym, lecz wielkiego umysłu i energii panu.
Chwiał się Jagiełło, jak zawsze pod wrażeniem tego co naciskało, zmieniając zdanie dla spokoju, dla okupienia się od walki, do której sił mu nie stawało.
Przybyli oczekiwani posłowie litewscy, Rombold i Gastold z pokorą, jako winni byli Jagielle, ale ze stanowczością nakazaną przez Witolda, oświadczając radzie i królowi, że bądź co bądź pan ich koronę przyjąć postanowił.
Nie przyjmował ich król sam, nie chciał widzieć na osobności, poselstwo sprawili w obec