Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 209.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sędzia. Macie tu winowajców, którzy stanąć muszą przedemną.
Skinął Kaźmirz na starego Trepkę, który głos przejąwszy, odezwał się:
— Tak jest! miłościwy pan scierpieć tego nie może, aby wola jego i rozkaz nie był poszanowany. Zbliżcie się więc pozwani przed królewski sąd, wy, wdowo po Spytku, Marto, wy, córko Spytkowa, Katarzyno, i ty Tomku Belino! — Miłościwego pana wolą było, ażeby Wszeborowi Doliwie dostała się córka Spytka, daliście na to słowo wasze i nie strzymali!
Chociaż Trepka nie w groźny sposób to mówił, spojrzeli na się wszyscy, i nie wiedzieli co mówić, ani co poczynać. — Tomko za rękę żonę ująwszy, która dnia tego piękną była szczęściem i radością wielką, przystąpił do króla i pokląkł.
— Jeżeli kto winien miłościwy panie, to ja jeden. Ukaranie Twe niech mnie spotka jednego!
Wszebor téż się zbliżył i pokłonił.
— Ja u stóp królewskich, za nim proszę, bo mi życie ocalił! A że krzywda mi się nie stała, dowodem, iżem dziś do ołtarza poprowadził tę, z którą tu stoję przed Tobą...
Król się uśmiechał.
— Bodajbyście tylko takiém nieposłuszeństwem grzeszyli — rzekł śmiejąc się wesoło. — Ano się bez kary obejść nie może! — dodał, skinąwszy na jednego z drużyny.