Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stał dwór teraz pustkami, bo po zwycięztwie nad Masławem, gdy czerń zemsty się ulękła, wszystko samo w karby wracało.
Tomko z kilkunastu ludźmi zbrojnemi wyjechał na oględziny do Borów, które ojciec mu na gniazdo naznaczył. Znalazł tam cicho i spokojnie, jak w grobie.
Dwór stał wprawdzie otworem, ptastwo się do niego pownosiło, kuny i łasice gospodarowały, ale ściany były całe. Ludzie co tak głośno krzyczeli, odgrażali się, napadali tak zuchwale, teraz po kątach siadłszy, o niczém co się tu stało, — i wiedzieć nie chcieli.
Zaklinali się, że obcy jakiś motłoch, nabiegł do Borów, aby je złupić, a oni się mnogości jego oprzeć nie mogli — w chatach siedzieli spokojnie, nigdy o niczém złém nie myśleli.
Zaklinali się, że nie oni powywracali krzyże, nie oni napadali na grodki i dwory, wszystko to robiły jakieś nieznane włóczęgi.
Czy Tomko wierzył temu czy nie, udał, że gotów był o niczém nie wiedzieć i co było zapomnieć, kazał tylko dwór odnawiać spiesznie, płoty stawić na nowo, ogniska porozwalane odbudować, i ściany lepić i włodarza postawił, aby robotników pilnował.
Tegoż dnia siekiery koło drzewa zaczęły chodzić i żywo zabrano się do odnowy.
Póki Tomko siedział w Borach, tyle tylko, że