Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 188.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Hanno! Tomek żyw! to on! — zawołał.
Matka ręce złożyła. Tchu im zabrakło w piersi. Ziemia tętni pod nogami konia, już pod wrotami, na moście... Wpadł i z konia się zsunął, rodzicom do nóg.
Zdala blada Kasia stała, oczyma do niéj poleciał, oddech mu zabiło, za piersi się wziął.
Milczenie zdało się potwierdzać klęskę.
Wtém z ust mu się wyrwało.
— Masław pobity na głowę!
— A król!
— Król ciężko ranny! Pole trupami zasłane! Bitwa była sroga, okrutna, długa, zabójcza, nareszcie motłoch ustąpić musiał, uszli.
Wszyscy uklękli ze złożonemi rękami, Bogu dziękować.
— Hosannah! — podnosząc dłonie do góry, zawołał O. Gedeon.
Jak wielki był przestrach, tak radość potém szalona. Ściskali się wszyscy, płacząc, a ksiądz gwałtem przed ołtarz prowadził...
— Bogu naprzód dziękować! — wołał. — On dał zwycięstwo — On męztwo dał — On wiódł do boju!
— Tak! — przerwał Tomko — widzieli ludzie wśród najcięższéj walki, unoszące się nad wojskiem naszém w obłokach, postacie w bieli, zbrojnego męża z mieczem ognistym, niewiastę promienną, z płaszczem w gwiazdy szytym, która