Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

porażka tego, co całéj wojny i wszystkich klęsk był przyczyną.
Niedaleko od królewskiego stał namiocik, w którym Wszebor z Toporczykiem i Kaniową się mieścili. Tu zniesiono pokaleczonego i osłabłego Doliwę, i położono dla spoczynku. Jedni drugim opatrywali rany, niemal wesoło się krzątając koło nich, taką radością napełniało wszystkich zwycięztwo.
Wszebor tylko, choć się orzeźwił prędko i odszedł, siedział zasępiony wśród wesołéj gromadki. Służba roznosiła jadło jakie było i napój którego dostać mogła. Znalazło się nawet wino u grafa Heberta.
— Co cię tam tak boli żeś tak nosa zwiesił? — odezwał się Kaniowa, który był wesół zawsze, a szczególniéj gdy inni byli posępni, na przekór.
I trącił Wszebora w ramię.
— Ran i stłuczeń nieczuję — rzekł Doliwa — co innego mnie męczy.
— Natarła cię zbroja! — rzekł Kaniowa — dam ci tłuszczu to się zagoi.
Wszebor padł na posłanie, ręce podkładając pod głowę.
— Co mi po twoim tłuszczu! — bąknął — inną sprawę mam na sercu.
— A no, toć wiemy! Kaśki ci się prędzéj chce i wesela! Czekaj że, niedługo i to będzie.