Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tomko Belina, koło niéj biega. On tu zostanie z nią i rodzicami, a mnie nie będzie.
— Tomko! idzie z nami! — odparł Trepka. — Widzicie, że dla dziewczęcia królewskiéj i naszéj sprawy nie rzuca.
Zawstydził się nieco Wszebor.
— Wszelako, proszę — dodał — choćby z nami szedł, wolę mieć słowa rodziców, ochoczo potém na wojnę pociągnę.
Kaźmirz stał nie odzywając się, Trepka nań popatrzył.
— Jestli to wolą waszą? miłościwy panie? — spytał.
— Uczyńcie mu to aby miał serce spokojne — dodał król smutno... — Nie odkładajcie.
Wszebor starego za rękę pochwycił.
— Panie a ojcze... chodźmy!
Rozśmiał się prawie miłosiernie Trepka, i widząc rozgorączkowanie, skłoniwszy się królowi, skierował się ku drzwiom z Wszeborem.
— A no? — mruknął w progu — nawet ręczników nie mamy?
Wyszli w drugie podwórze.
Stary Spytek zajmował zawsze to miejsce, jakie sobie obrał w początku, pomiędzy kalekami i choremi. Wysłane miał tylko staranniéj łoże, i gałęźmi jodłowemi ostawione; spoczywał już na niém, choć nie spał jeszcze, a wierny Sobek klęczał u nóg jego. Reszta rannych albo już chra-