Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w końcu na Tęczyn siedzieć spokojnie, na jelenie polować.
Dopiéro gdy i Kaźmirza wygnano, gdy Kraków, Poznań, Gniezno Czesi złupili, gdy Masław świętokradzką ręką po koronę sięgnął, wstał stary Janko na nogi i rzekł:
— Nie czas już u ogniska siedzieć!
On to zgromadziwszy ocaloną starszyznę, nakłonił ją, aby szła z nim szukać pana, zamiast ręce łamać i podać je w pęta. On z gromadką wierną Piastom, puścił się po dziedzica korony...
— Cuda miłosierdzia Bożego! — zawołał Lasota stojąc przy Janku, który u ogniska miejsce zajął. — Jakże się to wszystko stało? Jakeście znaleźli króla, jak matkę nakłonili, ażeby go nam oddała?
— Aniśmy próbowali tego, co niepodobném było — odparł Topór. — Któż z was królowéj nie znał? Święta to pani była, a no pamiętna zawsze, iż się z cesarskiéj rodziła córki. — Na naszéj ziemi mieszkając, nigdy jéj nie umiłowała, gościem będąc między nami. Sercem i duszą zawsze w Niemczech swych żyła. — Myśmy jéj świeżemi pogany cuchnęli. — Słysząc co się u nas dzieje, jakżeby była mogła syna dać nam na ofiarę?
— A jakże się to bez niéj stać mogło? — zapytał Belina.
— Wolą Bożą i łaską — ciągnął daléj Topor.
Wiedziałem ja, że się bez cesarza nie obej-