Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lestwa tego niewdzięcznego dla syna nie chcąc, korony jego nawet do skarbcu cesarskiego oddała.
Chodziły wieści, że Kaźmirz przy wuju w Kolnie oblec miał suknię zakonną, by po nim wysokie w kościele dostojeństwa dziedziczyć.
W ostatku z czémże miał wygnany pan na nowo zdobywać królestwo, zawojowane na pół przez Czechów, wpół przywłaszczone przez zuchwałego Masława?
Gdy goście obozowi weszli do izby dolnéj, rozstąpili się przed niemi wszyscy, zapraszając ich bliżéj ogniska i pierwsze czyniąc miejsca. — Ciekawi byli słuchać, a nim starzy otwarli usta, już ich pytaniami zarzucano niecierpliwémi.
Topor Janko na pierwszém miejscu siedział. Mąż to był letni, lecz silny i zdrów jeszcze z obliczem jasném i wesołém, z brodą siwą kędzierzawą, a włosami białemi, które mu się w pukle zwijały. Rumiana twarz odbijała dziwnie od tych śnieżnych strojów. Męztwo i rozum lata mu wypisały w twarzy, wśród tysiąca domyśliłby się w nim każdy rycerza i męża do rady.
Ani na dłoni, ni na sercu i głowie jego, nikt się nie zawiódł.
Dopóki słuchał go Mieszko, dobrze mu z tém było, póki za radą jego szła Ryksa, nie żałowała. Ludzie zazdrośni podali do uszów pańskich, że Topor panować chciał i władać. Odpychano go powoli od dworu, od progu, od ucha — i poszedł