Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 220.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kasia po powrocie matki przelękłéj, napróżno starała się ją wybadać, nie powiedziała córce nic, popłakiwała cicho i wzdychała.... Gdy Tomko się potém zjawił, tak córce na sercu leżała ta boleść macierzy, że się po cichu Beliny przez Zdanę spytała, czy co nowego nie zaszło, o czémby się jéj matka mogła dowiedzieć.
Belina się namyślił i odpowiedział Zdanie, tak że Kasia słyszeć to mogła, boć się jéj przytém wciąż w oczy patrzał — że Spytkowa długo na pomoście z Wszeborem mówiła, pewnie ten jéj jakiego napędził strachu. Przy czém Tomko dodał:
— Obydwa Doliwowie duchy niespokojne, im by się chciało, aby ich jeno słuchano, a dwóch wodzów w jednym grodzie nie może być. Na nich się téż oko i ucho będzie miało, jak należy.
Tomko niedługo tu zabawiwszy, bo od dołu już na niego hukano i wołano, aby do ojca przybywał, w oczy jeszcze spojrzawszy Kasi, która mu rumieńcem odpowiedziała — odszedł.
Bartnik Sobek, choć wczorajszą drogą zbity, choć na spytkach przed swą panią długo stać musiał — ledwie jaką godzinę wyleżawszy koło koni na słomie, bo innego miejsca nie miał i nie chciał, wstał zaraz, nie mogąc w bezczynności wstrzymać. — Człek był już tak z natury swéj ruchawy i ciekawy, któremu, gdy nic nie czynił, ręce świerzbiały. Innego czasu, albo chodaki plótł, albo koszyki, lub wici kręcił i sznury, a gdy i tego