Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odwróciło oczy, nie odpowiadało na jedno ni na drugie, i uciekało co prędzéj.
Od Doliwy tak ujść było łatwo, od Tomka Beliny prawie niepodobna. Któż wie zresztą czy Kasia i od tegoby uciekać chciała? Innemi jakoś oczyma patrzała nań ukradkiem, a raz czy dwa, choć jéj spojrzał w same oczy, nie rychło spuściła powieki.
Synowi gospodarza raz wraz téż wypadała jakaś potrzeba do pani matki od ojca, lub téż do siostry od siebie. On jeden z mężczyzn miał wstęp swobodny na te wyżki zaklęte, na które innym dostać się nie było wolno. Korzystał téż z tego teraz częściéj niż kiedy.
Zdana, siostra, czy tajemnicę braterską odgadła, czy ją powierzoną miała, dopomagała mu serdecznie. Ledwie się Tomek pokazał na progu, wnet Zdana, któréj szukał stawała przy Kasi, tak że idąc do siostry, do Spytkownéj pójść musiał. I tuż obok wiązała się rozmowa jéj z bratem, a choć dziewczę nie uczone było, jakimś instynktem wiedziało co mówić i jak by się słówkami Tomka, i Kasia podzielić mogła.
Pierwszych dni, gdy się to poczynało, Kasia tylko zapłonęła, oczy spuściła na kądziołkę i przędła a rączęta się jéj trzęsły. Potém strach ten pierwszy przechodzić począł, ośmieliły się źrenice spojrzéć ukradkiem, usta na pół uśmiechnąć. Naprzód spoglądała na macierz czy nie podpatruje,