Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

palił pośrodku, przy którym to strawa, to napój to lek jaki i ziele się gotowało prawie zawsze. Dokoła na ławach, na ziemi podesłanéj kożuchami wieńcem siedziały niewiasty; pierwsze z kądzielami w ręku, drugie szyjąc albo dziećmi się zabawiając; a były między niemi i piękne a młode i średniego wieku i podstarzałe i zgrzybiałe; jedne z kosami długiemi, drugie w białych namitkach i chustach, inne ręcznikami pozawijane jak się udało... Młodsze byłyby cały dzień prześpiewały jak ptaszęta, bo pieśń była ich mową, starszym się chciało mówić o dawnych czasach.
A że ich słuchać było potrzeba, więc gdy znużone drzémać poczynały, i cisza w izbie nastała, dopiéro się która śmielsza zebrała na piosenkę. Zrazu szmerem wylatywały słówka, ledwie dosłyszane, potém coraz głośniéj, śmieléj, żywiéj, weseléj, a gdy im zawtórowano czasem się zapomniały i starsze... a podśpiewywały... I tak ledwie jedna się skończyła piosnka, druga podobna poczynała.
Z pieśni tych może tylko rosła tęsknota, a z gadania bab często przyszło do tego że sobie i wrzecionami groziły i kądziele z pod siebie wyrwawszy do wojny się z niemi wybierały. Działo się to jednak tylko gdy staréj Hanny nie było, bo ta wnet pokój czyniła, często oburącz za barki wziąwszy zajzapaleńszą i gwałtem ją sadząc na ławie. Było tam wszystkiego bo i na śmiechu nie zby-