Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 186.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kądziele postawiane na ławach, i wrzeciono każda chwytała, aby czém zająć ręce i myśli.
Z wrzecionem w ręku, gdy się nić ciągnąć poczęła, skręcać, nawijać, jakoś i myśli szło raźniéj i sercu było spokojniéj. Zdawało się nie jednéj że siedziała tam jeszcze u domowego ogniska, w ciszy własnego dworu, za lepszego czasu. Hanna Belinowa na nic się tak nie uskarżała nieboga, jak że ją ciągle od kądzieli odrywano i nie dawano się nacieszyć wrzecionem. Ze strachem teraz wchodziły niewiasty do komory, w któréj były złożone złotego lnu pasemka, aby ich nie zabrakło. Cóżby one naówczas poczęły.
U kądzieli, gdy się mowy przebrało o tém kto zmarł téj nocy, kto się pobił, kogo do jamy wsadzono za karę, kto zachorzał i wyzdrowiał, najprędzéj się brała cicha piosenka stara, odwieczna, tęskna, czasem tak na pół pogańska, że się ją śpiewać obawiano, chyba gdy O. Gedeon był daleko. Ksiądz bowiem zakazywał pieśni, wiedząc że w nich stara wiara się chowała, i na jéj skrzydłach niewinnych nazad do serc nawróconych wlatywała.
Nucono półgłosem po cichu, ale pieśń rzecz zaraźliwa, więc gdy jedne poczęły ją usta, we wszystkich się piersiach odbiła, i wiele nie wytrzymało aby jéj nie zawtórować, choć dla siebie.
Na tę izbę spojrzéć, choć przez drzwi szczelinę, serce się młodzieży radowało... Ogień się