Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

policzek biały i wargę siną, która jak bezwładna wisiała.
— Co zacz jest ten starzec? — spytał Wszebór Dryi.
— A no Spytkowéj mąż, co się cudem z pod stosu trupów, z pomocą ludzi uratował — rzekł cicho Dryja.
— Nam przyniesiono wiadomość, iż go w sztuki rozsiekano — zawołał Doliwa.
— A niewiele skłamano — rzekł dosłyszawszy to Spytek — nie mam na ciele cząstki jednéj, któraby posieczoną, pokłótą i porąbaną nie była, a co się ze mnie krwi utoczyło, stało by drugiemu na życie!
Wszebór zdumiony patrzał na porąbanego władykę, który chustę odgartując probował téż jego zobaczyć, gdy płotek namiotu się uchylił i Sobek, bartnik wpadł jak szalony, oczyma namiot ogarnął, a potém z krzykiem na ziemi legł przy panu swoim...
Zamilkli wszyscy na ten widok, Spytek téż słowa ozwać się nie mógł, mrucząc tylko niewyraźnie: chwała Panu, chwała Panu na wysokościach...
Gdy w kątku bartnik po cichu począł rozpowiadać swoje i pani dzieje, wszyscy wrócili do Wszebora, dowiadując się o Olszowe Horodyszcze, lecz gdy mimochodem wspomniał iż na zwiady do Płocka chodził, i od Masława, głowę oca-