Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdala na myśl przyszli czesi patrzącym i już rozglądnąwszy się, cofać mieli, gdy i Wszebór i Sobek uczuli się nagle pochwyconemi z tyłu i powalonemi na ziemię. Wszebór miecz mający u boku, wnet oprzytomniawszy bronić się chciał, i dwu napastników otrząsnął z siebie, gdy — nawzajem sobie w oczy popatrzywszy, poznali w nich służbę znajomych władyków, a ta w nich ludzi nie obcych.
Ci którzy Doliwę przebranego po wieśniaczemu, za chłopa biorąc obalili, byli pachołkami Sreniawów, Sobka wywrócił drab, który miecz naszał za jednym z Jaksów.
— Co wy tu robicie? — krzyknął Wszebor — waszli to obóz?
Czeladź ręką tylko wskazała.
Uradowany Wszebór, gdy się najmniéj spodziewał swoich spotkać, znalazł się między niemi. Nie przypuszczał nawet, ażeby z rozbitego rycerstwa jeszcze gdzie tyle razem zebranego być mogło. Szybkim więc krokiem pędził, konie zostawiwszy przy Sobku, do tego obozu, który mu się jakby zesłanym z nieba wydawał. Byli więc jeszcze ludzie co nadziei nie tracąc, gromadzili się i radzili o sobie.
Im bardziéj się do obozu przybliżał, tém więcéj radość jego rosła. Nie był to zastęp zbyt liczny, jednak z czeladzią i pachołkami przeszło sto głów liczyć musiał. Rycerstwo też przedniejsze, z któ-