Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawda. Spieszyć nam potrzeba z powrotem. Tylko co przybyła gromada, żąda od Masława posiłków na Olszowe Horodyszcze, trzeba nam i o niebezpieczeństwie oznajmić i samym stanąć w pomoc. Być może, iż przebojem lepiéj wyjść będzie zawczasu.
Sobek uderzył w dłonie.
— Jak się ztąd wydobyć? — spytał Doliwa. — Wpaść było nie łatwo, uciec trudniéj jeszcze.
Poruszył się stary bartnik trochę niespokojnie.
— Mnie się ztąd wykraść łatwo — rzekł — kiedy zechcę wyjdę, nikt nie spyta; gorzéj wam. — Pokręcił głową.
— Dla tego was pytam o radę — dodał Wszebór.
— Myślcie tylko jak się dostać za Wisłę do lasu — rzekł Sobek — daléj już moja rzecz cało was poprowadzić. Noc mamy przed sobą...
Doliwa podumał trochę...
— Téj nocy? — spytał.
— A pocóż czekać mamy? aż powezmą jakie podejrzenia?
Naradzali się tak jeszcze, aż mrok zapadł i Wszebór musiał na zamek powrócić, aby się Masławowi ukazał. Uradzono po cichu nocną tegoż dnia ucieczkę...
Wpuszczony do knezia po rozkazy Doliwa, zastał go wpółuśpionym po miodzie i piwie, niechętnym do rozmowy, dał mu tylko znak aby spoczynku nie przerywał. Wyszedł więc natych-