Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

która ucztę ukazaniem się swém popsuła, niemógł mu wyjść z pamięci. Zkąd się ona na dworze tym wziąć mogła? kto była? czego chciała? domyśleć się było trudno, choć z ruchów, krzyku i wyrazów kilku można się było dorozumieć, iż prośbę jakąś do Masława miała.
Kneź téż raczéj widokiem zdawał się przerażony niż gniewny, żadne przekleństwo z ust mu się nie wyrwało, słowa nawet przemówić nie miał siły, on co tyle miał odwagi i surowym był do okrucieństwa.
Myślał nad tém Wszebor przechadzając się po izbie, gdy do niéj wszedł Huba.
Na twarzach dworaków ten sam niemal wyraz trwogi zostawiło to zjawisko co na Masławie. Huba był chmurny i zafrasowany.
— Co to była za niewiasta? — zapytał go Wszebór.
Huba zmierzył go oczyma, ramionami ruszając.
— Stara baba, niewiem — rzekł — choć widać było, że wiedział więcéj niż chciał powiedzieć. Unikając dalszych pytań, oddalił się natychmiast. W tém wyrostek wpadł, szukając Wszebora ażeby do pana spieszył.
Komnata książęca do któréj mu wskazano drogę, była wzorem dworu Mieszkowego przyozdobiona tak, aby na ludziach do niéj wpuszczonych, pańskiego dostatku czyniła wrażenie. Nagromadził w niéj Masław do zbytku naczyń i opon,