Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przerażający krzyk słychać było i szamotanie się przez chwilę, potém na ręce wziąwszy obłąkaną ludzie dworscy, spiesznie za drzwi ją wynieśli.
Słychać tylko jeszcze było krzyk jéj bolesny, wybuchający gwałtownie, tłumiony i coraz ciszéj, jak jęk daleki, ginący gdzieś w głębiach dworu.
Masław z oczyma dzikiemi, starając się uśmiechać, padł na siedzenie swoje. Kunigasowi który go pytał, odpowiedział zimno, iż to była biedna obłąkana stara, kubek podniósł do ust, wypił go duszkiem, lecz choć obojętnego udawał, drżał cały. Gęślarzy część wyniosła się, mrucząc za drzwi, cisza dziwna po tym gwarze, zapanowała w stołowéj izbie, kneź skinął aby miód podawano, lecz i ten nie pomógł do wesela, tak wszyscy widokiem nieszczęśliwéj niewiasty strwożeni byli i pomięszani. Umilkło wszystko, a z tych co więcéj pili, kilku na stołach głowy pokładłszy chrapać zaczęło. Wreście i Masław, gości swych rozkazawszy prowadzić do izb dla nich przeznaczonych do spoczynku, sam ruszył się krokiem chwiejnym z siedzenia, otoczony komornikami, miecz przed sobą nieść rozkazując — powoli z komory się wysunął.
Inni, oprócz uśpionych, których nikt budzić nie myślał, rozchodzić się zaczęli. Wszebor, który niewiedział daléj jakie miał pełnić obowiązki, sam prawie tu pozostał. Widok straszliwéj baby téj,