Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 123.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzyły, wpadła nieproszona, dziwna jakaś postać. Prusacy na widok jéj przerażeni się z ław pozrywali. Masław jak trup pobladł.
Było się czego przestraszyć zaprawdę.
Niewiasta to była stara, wychudła, wysokiego wzrostu, z siwemi włosami rozplecionemi, które jéj na ramiona spadały, w grubéj bieliznie, zaledwie zeschłe jéj okrywającéj ciało, bosa, bez pasa, i jakby z więzienia, czy z rąk oprawców wyrwana. Blada twarz jéj pomarszczona, oczy siwe zaognione, gniewne, których białka krwią zaszły i powieki nabrzękły od płaczu, usta śliną okryte — rozpacz jakąś i niemal obłąkanie wyrażały. Biegła, wołając głosem, którego zrozumieć nie było można, strwożona, gniewna, szalona, oglądając się jakby ją goniono.
Wpadła tak, rękami odpychając tych, co stali na drodze, przed sam stół i stanęła wryta, naprzeciw Masława mierząc go oczyma.
Kneź zerwał się z siedzenia blady, niemogąc słowa rzec, rękami tylko wskazując dworskim, na to widmo, które do izb wpuszczono. Prusacy z przestrachu jakiegoś do nożów się brali, inni z miejsc powstawali, popłoch i zamięszanie ogromne w izbie się wszczęło. Ruszył się i Wszebor od stołu. W tém ludzie co za babą tą wbiegli, chwycili ją za ręce, ta wyrywając się im, padła na ziemię, prawie u stóp kneziowskiego siedzenia. Masław cofnął się wylękły.