Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zginęli! Ja cudem ocalałem. Kogo Bóg zachowa sierotą, musi się poddać losowi, poległych opłakując. Dziękujcie Bogu, że was czerń do nogi nie wycięła, bo się na rycerstwo, władyków i żupanów zawzięli srodze, tak aby plemię nasze całe po wszech ziemiach wytępili.
Znałem ja Spytka — nie ustąpił pewnie sromotnie, więc bodaj z życiem uszedł.
Nam téż i mnogim niedobitkom, mało co żywota zostało.
Spytajcie miłościwa pani, czy z tych naszych co się w Gdeczu schronili, żywa uszła dusza inaczéj jak w pętach.
Płacz i narzekania niewiast na nowo się rozpoczęły, pocieszać je było trudno, milczeli wszyscy. Tym czasem, że się na wieczór zbierało, obozować tu postanowiono, nie chcąc i niewiast opuszczać — które na sługę czekały. — Któż wiedział czy go się doczekać mogły?
Choć w tak srogiém utrapieniu, gdy życie na włosku wisi, nie czas myśleć o piękności niewieściéj i w niéj się rozmiłowywać — oba Doliwowie, ujrzawszy córkę Spytkową, jako byli młodzi nieżonaci a gorącego serca, nie mogli się jéj napatrzéć.
Dziewcze się kryło jak mogło za matką, widząc jak ją oczyma prześladowali, nie pomagało to wiele, bo Doliwowie pod pozorem posług ró-