Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bogu Najwyższemu niech będą dzięki, co was tu ku nam sprowadził, ozwała się starsza niewiasta — Bogu niech będą dzięki. Oto już trzeci dzień jak tu siedzimy same, drżąc a płacząc. Ostatni sługa co był z nami, poszedł się rozsłuchać po okolicy — i nie wraca. Na Poniec, gród nasz napadły gromady srogie — ludu ćma... Ledwieśmy z córką ujść pośpiały z jednym starym. I tego nie ma teraz, niewraca, a nas tu głodna śmierć lub zwierza paszczęka czekała...
Co z domem, co z mężem się stało! Bóg jeden wie.
Zasłoniła ręką oczy, z których łzy pociekły, i zamilkła.
Wszyscy z koni zsiadali, przybliżając się nieco. Młode dziewcze wciąż strwożone za matkę się kryło.
Z nazwiska męża znano starszą niewiastę; była ona rodem z Rusi, greckiéj matki dziecię, poślubił ją był możny władyka Leliwa. Miała imię Marty.
Za Bolesława wielkiego czasów, gdy z Rusią były ściślejsze stosunki, a chwilami przyjaźniejsze, swatali się książęta i żupany z rusinkami, brali niekiedy rusini żony ze dworu króla i po grodach.
Ani Marty Leliwowéj, ani córki jéj nikt z przybyłych nie znał z twarzy, ni je kiedy widział