Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 236.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sław — nie możecie zebrać tysiąców i z niemi wprost na gród iść a śmiało rzec: nie chcemy nowéj wiary! nie chcemy odstać od ojców i obyczaju!..
— Pójdziecie z nami? — spytał Warga.
— O jednego człowieka nie idzie — przerwał Wojsław — jak tysiące będą, znajdę się i ja...
Starzy poglądali po sobie.
Odezwał się któryś mrukliwie.
— Nie te to czasy, gdy na wiece ojcowie zwoływali i ogniste palono wici! Popatrzcie u chramów, mało kto idzie, mało kto pyta... Nowa wiara ciśnie się wszędzie, a my ze starą... w puszcze i lasy chyba!..
— Wojaki kneziowskie żadnéj wiary nie mają — wtrącił inny. — Na święto idą dla piwa, dla miodu i dziewcząt, a żaden staréj pieśni nie umie!
— Nie, nie... — przerwał drugi — nie Drohoto, nie! Wy koło grodów się kręcicie i nad granicą, gdzie śmiecie spływa... Pójdźcieno w lasy, w głąb, hen, daléj, za Wartą ku Wiśle... tam nasze Bogi stoją całe i lud czołem im bije, ofiary niesie, pieśni nie zabył, obyczaj chowa... A trzeba będzie stać zań, pójdzie wszystek...
Rozśmiał się Drohota i niedowierzająco ramionami ruszył Warga. Pomiędzy starcami jedni trzymali z niemi, drudzy z Czarnym Buranem.
Wojsław podniósł głos.
— Niech ino kneź zobaczy, że lud stoi przy