Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 227.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to nasze... wszystko wezmiemy rozumem wprzód ważąc, a potém miecza i krwi nie żałując...
Cesarz na zachodzie... na wschodzie my być powinni Cesarstwem. Nie ja — syn — wnuk może... ale to musi być!! to będzie.
Wstał mówiąc — słowa zdawały mu się mimowoli rwać z ust, aż nagle, jakby się opamiętał, że za dużo rzekł, zamilkł.
Jaksa Biały a za nim drudzy wstali z ław, ręce popodnosili do góry i — mimowoli wyrwało się im z ust...
— Tak będzie! tak będzie!!
I Jaksa dodał — Miłościwy panie! nie pytaj — czyń! — Tyś pan, tyś Kneź[1], masz siłę, masz wolę — niech gawiedź mruczy! ty idź i czyń...
— Idźcież ze mną i za mną!
Uderzył się w piersi.
— Pójdziemy! zawołali głośno wszyscy...
We drzwiach komory na okrzyk ten zjawiło się kilku z pierwszéj izby, ci niewiedząc nawet dlaczego wołano i co chciano, okrzyk powtórzyli w progu, od progu dostał się za stół... Powstawali ziemianie wołając... Mieszko żyw i zdrów niech będzie! na długie lata! na długie lata...
Czarne oczy knezia zapałały, stał drżący jakimś zapałem, odwagą, nadzieją — trwało to chwilę — pokłonił się ręką od ust dziękując — i siadł...

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – kneź.