Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 218.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I w tym téż roku, wcześniéj niż zwykle. Mieszko, który po sobie nic poznać nie dawał, co zamyślał, choć po całéj już ziemi mówiono o przyszłych jego zaślubinach, przez Sydbóra i dietskich swych, wcześnie zwoływał na dwór starszyznę z ziemian znaczniejszych.
Nie było we zwyczaju na to święto ją powoływać, lecz Mieszko zapowiedział, że na niemców i przeciw margrafowi Geronowi może ciągnąć przyjdzie, więcby rad ze starszyzną o tém pomówił. Dzień naznaczono przed pełnią i komorników rozesłano po dworach, po kmieciach i Leszkach co możniejszych, aby na gród nad Cybinę ciągnęli.
Zwołano co przedniejszych z Jaksów, Leliwów, Porajów, Grzymałów, Godziembów, Kaniowów i innych starych rodów.
Na grodzie od przybycia Mieszka z Pragi, nie wiele się lub nic prawie nie zmieniło. Nie odprawił kneź żon swoich, owszem siódmą sobie wziął jeszcze, dla niepoznaki i Lilja ustąpić musiała ślicznéj Lubaszce, córce zamożnego kmiecia, ledwie wyszłéj z dzieciństwa, rozkwitłéj jak na pół otwarty pączek różany. Stogniewa miejsce zajmował Dobrosław, dużo się jakichś obcych ludzi plątało po dworze, ale w pocztach straży i w wojsku nie zmieniło się nic — kneź jeszcze dla swoich wojaków szczodrzejszym był i widocznie ich sobie jednał. Parę razy zajrzał do kontyny i pogadał ze stró-