Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z niesławą, gdybym przyjąwszy pierścień, nie dała zań wianka?.. A no... czekajcie, nie dziękujcie — dodała widząc, że kneź się zabiera znowu ją w twarz całować, nie zważając na oczów tyle — a no, czekajcie. Mówiłam wam wczoraj, że u mnie służba ciężka. Myślicie że ja na gród pojadę, gdzie niewiast pełno i że siódma czy dziesiąta siądę z niemi?.. Jam przecie Bolesławowa córka i chrześcianka, a u nas obyczaj jednę żonę daje mężowi, jednego męża żonie...
— Nie będzie na grodzie nikogo, miłościwa kniehini... oprócz was a służby waszéj.
— Pierw chrzest... potém wesele... — dodała Dubrawka.
Mieszko się schmurzył.
— Weźcie mie poganinem — rzekł — i nawróćcie na wiarę waszą. Nie wzdragam się jéj, przyjąć ją ślubuję, ale moich ludzi i naród muszę w garść wziąć, abym i ja i wy nie nałożyli głową... Jeżeli ufacie mi, pójdziecie za mną...
Spojrzał jéj w oczy, westchnęła i kładnąc rękę w jego dłoni, odezwała się.
— Wierzę wam... i pójdę za wami!
Gdy tych słów domawiała, popędliwy Mieszko w pół ją pochwycił i w czoło pocałował.
Na widok tego zuchwalstwa cała izba zatrzęsła się oklaskami i okrzyki, Dubrawka wyrwała się i uciekła. Mieszko poszedł w ramię starego ojca pocałować, a w twarz brata.