Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znak, wszyscy posiadali na nie. Naówczas Stogniew orszak podzielił i ustawił w porządku...
Dobrosław samoszóst jechać miał na zamek przodem z oznajmieniem i pokłonem do Bolesława, z prośbą, aby w gościnę był przyjęty, nie jako pan polańskiego kraju, ale jako kneź z nad granicy.
Wysłaniec miał poprzedzić orszak pański, który wolnym krokiem zwrócił na drogę ku Hradszynowi.
Jeszcze się wszyscy ustawiali na łące, w środek biorąc konie juczne i niepokaźną czeladź, Stogniew ludzi dobierał i szykował, gdy śmiała Dubrawka, puściła się sama w pogoń za uciekającym nieznajomym, i z gąszczy miała czas się przypatrzeć Mieszkowi gdy na koń siadał, z całym swoim orszakiem.
Chciała zrazu zawołać nań, aby sobie pierścień wziął nazad, nie będąc rada zuchwałemu podarkowi, lecz zobaczywszy, że Mieszek otoczony był znacznym orszakiem, zawstydziła się i zachowała go na palcu, nie wątpiąc, że ktobykolwiek był ów nieznajomy, musi się zjawić na zamku, nie gdzie indziéj jak tam zmierzając. Zgadnąć ktoby to był, trudno jéj było, jednakże z rysów twarzy szlachetnych, z butnéj postawy, z wielkiéj téj śmiałości człowieka, domyślała się kniehini równego sobie stanu jakiegoś pogranicznego pana... Mo-