Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko — jestem wojak podróżny... szukam służby do wojny, może wy mnie przyjmiecie?
Dubrawka popatrzała nań długo, z dźwięku mowy do czeskiéj tak podobnéj, a trochę różnie brzmiącéj, starając się odgadnąć, zkądby ten przybysz pochodził — suknia bogata świadczyła o nieprostego stanu człowieku. Płaszcz miał na sobie książęcy.
Żartobliwie jakoś zaczęły się jéj uśmiechać usta.
— Hej! — rzekła biorąc się w boki — nie proście wy się na służbę do mnie, służba ciężka, spokoju nigdy nie ma, nie wydołalibyście u mnie! Wojaków moich głodem morzę, a gdy się popsują, policzkami naprawiam. Nie zdrowo służyć u mnie!
— Jednak mi jakoś nie strach téj grozy — odparł swobodnie przybliżając się ku niéj Mieszko — a cóż wy sługom płacicie piękna pani?
— Ho! różnie! — poczęła wesoło Dubrawka — czasem kijami, czasem rózgami, niekiedy ciemnicą o chlebie i wodzie. Jabym was téż do służby nie przyjęła, boście już musieli wielu takim panom sługiwać! — a no — choć nie mój sługa, ukaraniaście godni. Kto wam tu się wkraść pozwolił? Radzę wam uchodźcie, bo moim dziewczynom każę na was uderzyć, a to wszystko Własty wnuczki i wojaczki z Dziewina!
Mieszko rozśmiał się głośno.