Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciwą niewiastę, co mnie po śmierci matki swoją piersią karmiła.
Staruszka objęła mu kolana, a potém prędko podniosła oczy i załzawione razem, i rozpromienione.
— Gołąbku mój! dziecko moje! Toć to ja jestem Srokichą... Ojciec twój darował mnie do dworu kneziowi, bom umiała leczyć i zamawiać. Dali mnie do kniehini, do Górki... siedzę przy niéj, biedną dziewczynę zabawiając jak umiem. Gołąbku mój! dziecko moje! A! cóż to z ciebie niewola zrobiła... Jam myślała karmiąc ciebie, że jak dębczak wyrośniesz, a tyś jak leszczyna wiotki i wątły.
Włast przypatrywał się staruszce... z rozrzewnieniem, powoli na myśl przychodziły mu lata młode, które zawsze urok wielki mają. Łza mu się kręciła w oku. Chciałby był czémś obdarzyć staruszkę, mamkę swoją, nie miał nic. Nie widać téż po niéj było ubóstwa i potrzeby, odzież miała dostatnią, płótno białe i cienkie, a ręce niezapracowane okazywały, że wczasu używała.
— Gołąbku mój — powtórzyła cicho Srokicha — chodź ze mną, ja cię kniahini[1] mojéj pokażę... bo ty tak jak dziecko moje. Krew w tobie żupanów i władyków, ale mleko téż moje płynie.
Ocierała łzy stara i pragnąc i nieśmiejąc gła-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – kniehini.