Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 116.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawa moje! Ja jestem żupana córka, mój ród kneziowski, my Lechy, a ona kto? Ojcem jéj niewolnik... dziecko po rabie... porabka jakaś i śmie...
Lilja nie dając jéj dokończyć, przyskoczyła z gniewem i groźbą tak straszną, że Różana zapomniawszy własnéj urazy, stanęła co żywiéj między niemi, aby walki nie dopuścić.
Mieszko śmiał się jeszcze, ale twarz pańska coraz się stawała straszniejszą, brwi i czoło marszczyły się. Sparty jedną ręką na łożu, drugą wyciągnął ku zwaśnionym.
— Barwina i ty Liljo! kto wam wchodzić pozwolił! Do izby! nazad, téj chwili.
— Panie! Lilja cię zdradza! — zawołała mała Barwina.
— Kłamiesz! ty sama masz kochanka ty! ty! czerwieniąc się cała, krzyknęła Lilja.
— Różana, prowadź je do izby... Precz! natychmiast! Rozeznam sprawy wasze i ukarzę.
Stara chwyciła za rękę wyrywającą się Barwinę i podstąpiła z nią ku drzwiom. Lilja znać pozostać chciała, aby skorzystać z ich odprawy, lecz Mieszko ręką drzwi jéj wskazał także i posłuszna niewiasta głowę spuściwszy, powoli, gniewna, zapłoniona, musiała wyjść za Różaną.
W sieni słychać jeszcze było głosy kłótliwe, które się powoli oddalały i zmieniły w gwar niewyraźny. W téj chwili Stogniew się ukazał w progu.