Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i cudów, ani ją usta ludzkie wypowiedzieć zdołają łatwo. Cuda ona sprawia, lecz na nie ciężko pracować potrzeba?
— Ale je za skarby téż i bez pracy kupić można? — rzekł kneź.
— Nie — odparł Włast — złoto i skarby są tam rzeczą pogardzoną i marną.
Mieszko poprzestał pytać. Zdawało się, że się lękał oczów zwrócić na śmiałego chłopca. Wzrok skierował ku Dobrosławowi znowu.
— Zaswataliście sobie dziéwkę na dworze Bolkowym, mówią ludzie — odezwał się nieco zniżając głos. — Musi to prawdą być? Pojedziecie do Pragi, na Hradszyn?
— Czyżbyście miłość wasza mi zabronili tego? spytał Dobrosław.
— Nie bronię — rzekł Mieszko — owszem, posłem chcę was mieć. Jedźcie do Pragi, ale nikt o tém wiedzieć nie ma, co rzeknę.
Zwrócił się do Własta, dając mu znak, by i on milczał.
— Ani mówcie, żem ja was posłał na zwiady — kończył kneź — ale od siebie na dworze pytajcie, ażaliby nie radzi mnie tam byli? Ażaliby Bolko z Mieszkiem nie podali sobie rąk i nie połączyli się przeciw wspólnemu wrogowi. Mówcie od siebie nie odemnie, bo się nie godzi, abym ja prosił, mnie tylko rozkazywać przystało. Zrozumiejcie