Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dnia tego na łowach, odziany bardzo poprostu, mimo sukni szaréj i czapki, jaką wszyscy nosili, bez żadnych oznak dostojności, Mieszko przecież tak pańsko wyglądał, że w nim władnącego krajem wodza poznać było łatwo.
Dobrosław téż wojacką i piękną miał postać, ale gasł przy tym silnym i rozkwitłym bujnie mężu, który samym wzrokiem wrażał posłuszeństwo.
Na pytanie co w tym lesie poczynał, Włast rzekł, iż z rozkazu ojcowskiego na łowy jechał.
— Wyślijcież łowców swych, gdzie chcą — rzekł Mieszko — a sami gdy już tu jesteście, zostańcie przy mnie.
Choć nie bardzo rad rozkazowi pańskiemu, Włast szepnął słów kilka Jarmierzowi, który natychmiast ustąpił ze swemi, a sam za Dobrosławem stanąwszy, nie wiedząc, gdzie się podzieć ma i co czynić, pozostał, czekając dalszego rozkazania pańskiego.
Chociaż na łowach byli, nie zbierało się na żadne myśliwstwo, dwór pozostawiwszy za sobą, Mieszko szedł, jakby przechadzki używając, rozmową z Dobrosławem zajęty.
Ustała ona, gdy Własta postrzeżono, Mieszko stanął jakby namyślając się, wiszący na ramieniu róg mały do ust wziął i parę razy się ozwał.
Zaszumiały wnet gąszcze z obu stron i liczna gromada nadbiegła. Kneź zawołał do siebie Sto-