Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 072.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobywszy z pod niéj zawieszony na sznurku miał krzyżyk złocisty, ukazał go Dobrosławowi. Na widok znaku tego, niespokojnie obejrzał się Wiotki, zdumiony widocznie... chwycił to znamię, przyłożył do ust i pocałował...
Tak się dwaj bracia w Chrystusie, pośród pogan poznali. Włast schował natychmiast to godło, i uścisnął Dobrosława... ze wzruszenia mówić jeszcze nie mógł.
Stali obaj niemi, przejęci, strwożeni, ale szczęśliwi, że się zbliżyli i poznali.
— Zkąd wiedziałeś żem ochrzczony? — zapytał Dobrosław...
— Musi to być wiadomém powszechnie — rzekł Włast... bo Stogniew o tém półgłosem kneziowi zwiastował...
Zamyślił się Wiotki smutno...
— Nie darmo mnie téż wezwał jutro na łowy! — westchnął — co tam mnie czeka... Bóg wie jeden.
Włast uścisnął go drżący...
— Kneź by was miał prześladować? — zapytał.
— On? nie — odparł Dobrosław — ale się boi sam narodu, który w swoje bogi wierzy i przy nich stoi. Ciekawym, jest pewnie nowéj wiary, wie, że ją czescy panowie przyjęli... że ona i u nas i wszędzie zawładnąć musi — ale nim się to stanie, wyleje się wiele krwi! wiele krwi!