Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 045.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu pierś przebili. Kamieniem głowę roztrzaskali, dobrze zrobili. Ciało wilkom rzucili, dobrze uczynili! dobrze.
Oczy staréj zwróciły się ku miejscu, gdzie stał Włast nieruchomy, sądziła, że go ustraszy, ale na bladéj twarzy wnuka, nie widać było najmniejszego śladu obawy. Uśmiechał się łagodnie.
Milczeli potém oboje. Włast jeszcze się wstrzymał i po długiém wahaniu przybliżył do staruszki.
— Dziękuję wam za przestrogę — odezwał się — serce ją macierzyńskie natchnęło — ale babuś kochana, gdym tu szedł, po dobréj woli, wiedziałem co mnie czekać może i że na gody nie idę, ale na trudne życie. Tęsknota mię do was i miłość przyprowadziła i powinność. Więc jeszcze za przestrogę dziękuję.
Stara pogroziła mu palcem.
— My cię opłakali, myśmy cię kochali — ale niemca z siebie zrzuć, bo choć nasza krew, my cudzego tu nie zniesiemy nic!! Taka ja, a ja co? wiedźma stara — ale taki ojciec twój i tacy my wszyscy.
Domawiając tych słów, wrzecionem trzy razy uderzyła w ścianę, przy któréj siedziała. Na ten znak zaszeleściało coś i Hoża nadbiegła. Téj stara wskazała na Własta, jakby nakazując, aby go sobie wzięła i siostra skinąwszy nań, poprowadziła go na pierwsze podwórze.