Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 221.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głosu pomiędzy ludźmi — cicho przeszedł po świecie tym, kryjąc się z sobą i okrywając pokorą. Imienia jego nie wzmiankują kroniki, nie zapisują rocznikarze, nie znają martyrologi.
Całą majętność swoją rozległą oddawszy siostrze i jéj mężowi, Włast wymówił sobie to miejsce, na którém stał dwór ojcowski, aby na niém wystawić kościół... Miał myśl też, zakonników z Monte Cassino, u których przebył lat parę, sprowadzić i klasztor im pobudować. Trudności jakie naówczas przedstawiały podróże, zajęcia apostolskie u boku pierwszego biskupa poznańskiego Jordana, nie dozwoliły mu do Włoch się udać, i dawnych braci tu sprowadzić.
Ks. Jordan, on, kapłani czescy i kilku włochów wiele mieli u polan do czynienia. Kraj milczał i ścierpiał w pierwszéj chwili narzuconą sobie wiarę, ale wytrwał tajemnie przy dawnéj. Przez długie wieki pozostały jéj ślady i szczątki, w pieśniach, obrzędach, w kryjomo obchodzonych świętach i mnóstwie zwyczajów, które niezrozumiałe już były pokoleniom następnym, ale im do serca przyrosły.
Mieszko i jego poddani, co się ochrzcili nawet, długo bardzo nie mogli nawyknąć do nowych obowiązków. Dubrawka przez lat kilka nie zachowywała sama postu, aby zwolna do poszanowania go męża nakłonić. Późniéj już sam przez żonę pokonany, Mieszko z surowością sobie zwy-